WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!! ;**
W te chłodne dni gorąco zachęcam do czytania, bo między Queenem a Darrenem jest coraz cieplej!! :D
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
...Chorus
Just so you know
This feeling’s taken control of me
And I can’t help it, I won’t sit around
I can’t let him win now
Thought you should know
I’ve tried my best to let go of you
But I don’t want to
I just gotta say it all before I go
Just so you know
Thought you should know
I’ve tried my best to let go of you
But I don’t want to
I just gotta say it all before I go
Just so you know...*
Brian siedział naprzeciw niego i było po nim widać, że nie może z siebie słowa wydusić. Queen był zadowolony z reakcji przyjaciela. Było to, jego zdaniem, bardzo pochlebne.
Zagrał kilka ostatnich dźwięków - prawą ręką szarpał struny, wyciskając z instrumentu melodię, a palcami lewej dociskał napięte żyłki do progów, uzyskując w ten sposób idealną wysokość owej piosenki. Całą piosenkę zagrał i zaśpiewał bez zawahania, mimo że nie ćwiczył jej sam. Tyle tylko, co z chłopakami na ostatniej próbie generalnej.
- WOW. I ty tak zawsze? Naprawdę wystarczy ci tylko chwila spokoju i gitara? Wszystkie nasze teksty tak układasz? - dopytywał się chłopak z szokiem i szacunkiem wymalowanym na jego przystojnej twarzy.
Quentin zaśmiał się cicho i naraz odpowiedział na wszystkie pytania kumpla wypowiedziane gorączkowo i na jednym wydechu.
- Tak. - ta krótka odpowiedź starczyła, by chłopak wytrzeszczył oczy, a jego usta zadrżały, gdy je lekko i nieznacznie uchylił. Znowu się zaśmiał. - Zapisałeś?
- T-tak... myślę, że tak. - zawahał się uroczo. - Ale... czy mógłbyś zaśpiewać to jeszcze raz? - zapytał nieśmiało i niepewnie.
- Bez patrzenia na tekst? - zdziwił się. - Nie za dużo ode mnie wymagasz? - przekomarzał się, ale już zaczął grać. Znów obeszło się bez problemu, a twarz Briana przybrała teraz wręcz pobożny wyraz, co było dziwne, zważywszy, iż jako najlepszy przyjaciel wiedział, że Queen jest wyznawcą Szatana. Niewielu i tym wiedziało. Quentin nosił na szyi zawieszony na czarnym rzemyku czarny krzyż, ale mimo to ludzie nie zwracali na to uwagi, bo albo nie wiedzieli, co takowy oznacza, albo myśleli, że to normalny krzyż, tylko że odwrotny, albo po prostu nie wiedzieli, że taki posiada. Albowiem - tak jak ze swoją seksualnością - nie ukrywał się z tym , ale i nie obnosił. Po prostu ten, kto wiedział - ten wiedział, a kto nie - ten wiedzieć nie musiał.
- Dobra facet, zbieramy się - powiedział Queen lekko rozbawiony. Obydwaj wstali, a gitarzysta ułożył ukochany instrument w dopasowanym pokrowcu i zapiął suwak. Nie zauważył, że jego komórka nie zajmuje już miejsca w jego tylnej kieszeni, ale leży osamotniona w kupce liści i mchu, który wydzielał wonny, leśny zapach. Wyprostował się i obaj ruszyli tą samą ścieżką jaką tutaj trafili. Zawsze czuł na sobie czyjś wzrok, a szczególnie w lesie, więc teraz postanowił to zignorować. W myślach zanucił sobie jeszcze słowa swojej ulubionej piosenki:
Where'd you go?
Where's your home?**
***
Darren z ociąganiem i w osłupieniu podążał do miejsca, gdzie na zwalonym pniu ogromnego niegdyś drzewa ten chłopak o boskiej urodzie siedział przez pewien czas. Nadal mógł wyczuć jego słodki, ale i męski zarazem zapach, którego jeszcze nie zdążył rozwiać wiatr. Zaciągnął się tym zapachem mocno aż do samego dna własnych płuc. Potrzebował czuć ten aromat aż do końca swojej samotnej egzystencji. Dopiero wtedy, gdy ta myśl przez niego przepłynęła, zdał sobie sprawę, że właśnie tak było. Był samotny, a nawet osamotniony we własnym świecie, który mimo wszystko i tak nie był idealny, nawet dla niego. Zazwyczaj był otoczony przez ogromną ilość wspaniałych i wartościowych ludzi. Nigdy nie myślał o tym, jak bardzo pomimo tego wszystkiego, osoba taka jak on mogła czuć się opuszczona. Był przecież zawsze otoczony przez ludzi jak i inne istoty. Był miły, sympatyczny i towarzyski. Rzadko kiedy był sam, ale nawet kiedy tak było nie czuł się źle w swoim własnym i jedynym towarzystwie. Aczkolwiek teraz okazuje się, że można być samotnym nawet w tłumie. Wśród ludzi, którzy myślą: on nigdy nie jest sam! A jednak...no proszę jaka ironia! A więc prawdą jest także, że jeśli o czymś nie myślisz i nie uświadamiasz sobie tego, nie boli cię tak, jak powinno.
Schylił się i podniósł z ziemi komórkę Queena. Obejrzał ją uważnie, choć wiedział, że nie może na niej być żadnych poważnych uszkodzeń po tak miękkim lądowaniu. Upewniwszy się, że przyrząd w sumie nie ma poważnych obrażeń, tyle tylko, co od codziennego użytku schował go ostrożnie wsuwając do kieszeni spodni. Po przysłuchaniu się rozmowie Queena i tego chłopaka, który prawdopodobnie miał na imię Brian, wiedział o koncercie, który dzisiaj mieli zagrać w miejscu pracy dwudziesto-trzy latka. Chętnie przyjdzie i posłucha, ponieważ głos młodego artysty był zniewalający i pobudzał wszystkie zmysły vampira. Postanowił, że pójdzie na koncert, a później pojedzie pod mieszkanie Queena i odda mu jego komórkę.
Wrócił do domu, przebrał się w ciemne Jeansy, czarną koszulkę z szaro-czerwonym zadrukiem i do tego założył jeszcze granatową koszulę w kratę. Uważał, że taki strój będzie idealny na koncert - jak zgadywał - rockowy. Poza tym - lubił te ciuchy, a wszystkie razem tworzyły zgraną całość.
Vampir poszedł do łazienki w swoim sporym domku, który był otoczony przez las. Tam wyjrzał przez małe okno zamieszczone na wysokości jego głowy. Już się ściemniało. Stanął przed lustrem i sięgnął do półki poniżej. Wziął do ręki żel do włosów i odkręcił wieczko. Rozmazał w dłoniach śladową ilość i przeczesał palcami włosy, zagarniając je do tyłu. Powtórzył ową czynność jeszcze parę razy dopóki nie uzyskał pożądanego efektu. Zakręcił plastikowy słoiczek i odstawił go z powrotem na półkę, z której wziął ,,przy okazji'' jeszcze perfum o jego ulubionym zapachu. Nie chciał tego przyznać sam przed sobą, ale w głębi duszy chciał zwrócić na siebie uwagę Queena, może mu się przypodobać? W głębi duszy tam, gdzie tylko skryte marzenia i fantazje mają prawo głosu, myślał nad czym więcej niż tylko rozmową... miał chęć i nadzieję na coś więcej.
Sam nie zdawał sobie sprawy, że się szczerzył do odbicia w lustrze, ale nie kontrolował tego tak samo, jak nie kontrolował swej męskości w spodniach w tej chwili rosnącej w szerz jak i w zwyższ. To było po prostu ponad jego siły. Kręcąc głową rozpiął rozporek ciemnych Jeansów i zajął się swoją potrzebą. Kiedy już czuł w lędźwiach zbliżające się spełnienie, wypchnął lekko biodra do przodu, wykrzyknął coś niezrozumiałego i pozwolił spermie wysączyć się na zewnątrz.
Po wszystkim doprowadził się do porządku i podwinął rękawy koszuli na wysokość łokci. Wyszedł z łazienki gasząc za sobą światło i ruszając w stronę garażu. Po drodze sięgnął jeszcze po swoją czarną kurtkę ze skóry. Będąc w garażu automatycznie ,,podniósł'' roletę antywłamaniową zamykającą budynek od zewnątrz. Wsiadł na swój ulubiony czarny, wielki motor, założył czarny, lśniący kask i skórzaną kurtkę i wyjechał na trasę, która prowadziła do miasta. Nacisnął guzik na pilocie, który zamknął budynek na odległość. W trasie upewnił się jeszcze, czy na pewno zabrał komórkę Queena.
Zaparkował przy starym budynku. Zsiadł z motoru, stanął obok niego i podparł maszynę stalową nóżką. Zdjął z głowy kask i powiesił go na przedramieniu. Podszedł do drzwi, które były wejściem do klubu nocnego - Fantasy. Przywitał się z dwoma potężnymi bramkarzami z uśmiechem i siłą perswazji przekonał ich, żeby wpuścili go do środka. Nie chciało mu się gadać z nimi dłużej niż to konieczne. Chciał jak najszybciej znaleźć się w środku, tym bardziej, że słyszał już muzykę zespołu. Musiał zobaczyć Queena. Teraz.
W środku rozejrzał się i zajął miejsce pod ścianą - najdalej od sceny, ale i tak była stamtąd dobrze widoczna. Wlepił wzrok w jedną osobę na scenie, tylko pobieżnie omiatając wzrokiem ludzi na niej stojących, zajmujących swoje miejsce przy właściwych instrumentach. Czarujący wokalista był również - jak się okazuje - głównym basistą. Stał z gitarą elektryczną i zamkniętymi oczami przy mikrofonie i śpiewał spokojną, melodyjną piosenkę. Nie była to ta piosenka, którą zagrał wtedy w lesie, więc, jak się domyślał Darren, była ona pewnie ,,hitem wieczoru''.
***
Stał tak pod ścianą przez kilka godzin trwania koncertu i ani na chwilę nie odwracając wzroku od Darka. Czekał na tę piosenkę cierpliwie, rozkoszując się każdym dźwiękiem
wydobywającym się z tych seksownych ust...
Quentin czuł się zniewolony pod burzącym krew w żyłach mroźnym spojrzeniem diamentowych oczu. To było takie... dziwnie podniecające, mimo koloru tęczówek, które wyróżniały się z tłumu ludzi stojących pod sceną. Dark patrzył na niego co chwilę i nie zauważył, żeby ten facet patrzał na kogoś innego - czy to na klientów czy na innych członków jego zespołu. To było takie... wręcz intymne doznanie. Tak, jakby byli sami, a nie w klubie nocnym pełnym ludzi. Przez to wszystko jego głos był lekko ochrypły. Nie mógł doczekać się końca koncertu, by złapać Darrena i z nim porozmawiać.
Ostatnią piosenkę zagrał i zaśpiewał myśląc tylko o jednej osobie - o nim, przez co jego głos był niski, gardłowy, przepełniony emocjami, które teraz buzowały w jego wnętrzu. Jego rozczochrane włosy opadały mu na twarz, więc gdy miał chwilę przerwy w śpiewaniu rozrzucił je na boki, szarpiąc gwałtownie głową w tę i z powrotem w rytm solówki na bębnach i dublującej temu gitarze elektrycznej. Tłum zahuczał głośno i zaczął wysoko wymachiwać rękami, lecz on zauważył tylko fakt, że Darren poruszył się niespokojnie na swoim miejscu. Uśmiechnął się myśląc, że to z powodu rosnącego i twardniejącego penisa. Zaczął się mimowolnie zastanawiać, jaki on może być duży...?
Hunter's Lie przestali grać i tłumy zaczęły się rozchodzić. Queen zbiegł ze sceny wraz z gitarą i już chciał popędzić w stronę miejsca, z którego przez cały wieczór obserwował go Darren, lecz zorientował się, że już go tam nie ma. Zdezorientowany rozejrzał się wokoło. Nigdzie go nie było. Jak gdyby sobie wymyślił, że jest tutaj taki ktoś, jak ten przystojny Stone, i że nie patrzy na nikogo innego, tylko na niego. Zauważył Toma - klawiszowca ze swojej kapeli. Chłopak był wysoki i szczupły, dzisiaj ubrany w czarny wyglądający na bardzo stary podkoszulek bez rękawów, jakieś stare Jeansy i wysłużone czarne glany niedopięte do końca. Jego ciemnoniebieskie oczy zabłyszczały, a usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu na bladej twarzy, błyskając czarnym, spiralnym kolczykiem oplatającym dookoła jego dolną wargę,zakończonym stożkami na obu końcach czarnego druciku, widząc, że na niego patrzał. Podszedł więc do niego podszedł w celu zapytania, czy tylko Dark widział tu Darrena. Zbliżył się do klawiszowca, ale zanim zdążył choćby otworzyć usta, żeby coś powiedzieć Tom mu przeszkodził.
- Szukasz tego ciacha, co, skarbie? - zagadał kiwając głową w górę zaczepnie.
- Taa... widziałeś? - zapytał kolegi.
- Jasne! Ślepy by zauważył! Pożeraliście się wzrokiem cały wieczór! - zaśmiał się Tom grzebiąc ręką w kieszeni. - Trzymaj, kazał mi to tobie przekazać. - powiedział z szerokim uśmiechem, jakby był dumny, że to właśnie jego poprosił o tę przysługę. Podał mu małą biała karteczkę złożoną na cztery razy. Wziął ją do ręki, podziękował i ruszył do wyjścia, rozwijając wiadomość.
Czekam na zewnątrz. Szukaj czarnego... znajdziesz!Darren
Wspiął się po schodach, biorąc po dwa naraz taki był ciekawy. Rozejrzał się zaintrygowany. Jego wzrok napotkał diamentowe tęczówki i jego własne głęboko czarne zostały uwięzione przez niewidzialną siłę, dopóki nie znalazł się tuż przed nim.
cdn.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Just so you know - Jesse McCartney
**Hear me naw - Hollywood Undead
dwumetrowej choinki białej śniegu pierzynki mikołaja hojnego, worka prezentów pełnego
Życzę wszystkim czytelnikom i nie tylko!!
WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
Pozdrawiam ;**
Oli-chan
Witam,
OdpowiedzUsuńjak widać to i Darrena ciągnie do Darka, w tym klubie to naprawdę pożerali się wzrokiem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia