- Nie panikuj! Stary mówił, że nic mu się nie stanie po tych
dragach, a jesteśmy o tyle daleko od centrum, by nikt się nie napanoszył. A
jeśli kipnie, Starszy ma ponoć jakiś plan. Widzisz - wywinął ręką w powietrzu,
wskazując na przestrzeń dookoła nich - jesteśmy tylko pionkami w tej
niecodziennej grze. - wzdychając powiedział Instruktor „operacji”, którą kazał
im przeprowadzić Starszy.
Razem było ich sześciu do całej akcji, gdzie każdy miał swoje
indywidualne, pasujące do pełnionych przez nich funkcji, ksywki. Starszy, który
aktualnie siedział w pace, był „mózgiem” całej operacji. Instruktor wykonywał brudną
robotę, ale jakby nie patrzeć to on dowodził całą tą łajbą. Podrzędny - prawa
ręka Instruktora. I jeszcze dwóch chłopców - Drag to specjalista od towaru
(zazwyczaj nie jeździł na akcje) oraz Strong - silny, ale mało myślący;
przydawał się kiedy, tak jak w tym przypadku, mieli zlecenie
porwania/uprowadzenia. Pozostawał jeszcze Ochroniarz, postawny mężczyzna
pilnujący terenu hangaru, który był ich placówką od momentu rozpoczęcia
działalności.
Od pewnego czasu, kiedy już dostał kilka wskazówek od Starego,
zastanawiał się, dlaczego właśnie ten chłopak. Zazwyczaj uprowadzali lub
nastraszali typków, którzy byli coś winni Starszemu... Nie wiedział, czemu
akurat ten młody miałby jakoś zagrażać szefuńciowi, ale nie
zamierzał się w to wtrącać. Nie to, żeby bronił młodzika. Był po prostu
ciekawy. Szczerze powiedziawszy - jego losem był tak bardzo przejęty, jak losem
bezdomnego, zapchlonego kundla.
Przyglądał się śpiącemu. Śliczna
buźka, pomyślał. Szkoda by było, gdyby ktoś ci ją zepsuł. Przesunął
opuszek kciuka po całej długości ostrza niewielkiego noża sprężynowego, który
zawsze miał przy sobie, w kieszeni razem z kluczami. Przekrzywił głowę na bok i
dokładniej przyjrzał się twarzy śpiącego chłopaka. Jego długie do ramion,
czarne włosy były rozczochrane, a skóra chorobliwie blada. Uwagę na jego twarzy
przyciągały dwa czarne półksiężyce grubych, długich rzęs i czerwone, doskonale
wyrzeźbione usta. Zmarszczył brwi. Rysy jego twarzyczki były bardzo podobne do kogoś,
kogo już gdzieś kiedyś widział.. Nie mógł sobie tylko przypomnieć kogo.
Zastanowił się chwilę nad tym, ale po krótkim czasie namysłu stwierdził, że to
i tak nie ma znaczenia. Na pewno nie dla niego.
Podszedł bliżej do chłopaka i szturchnął nogą jego zdezelowane
czarne trampki z czerwonymi sznurówkami, po których było widać, że ledwo
trzymają się kupy. Od kilku tygodni obserwował chłopaczka i wiedział, że nosił
także czarne glany i grał w zespole rockowym. Chłopak powoli zaczął się
wybudzać.
***
- Pośpiesz się! Starszy już się niecierpliwi! Nie wiem, jak ty,
ale my jednogłośnie stwierdziliśmy, że nie chcemy mieć starego na karku. Rób,
jak chcesz, ale my się z tego wywiążemy. I tak już zbyt długo go tutaj trzymamy
- ktoś mógłby nas namierzyć i złożyć nam niezapowiedzianą wizytę. - mówił
wytrącony z równowagi Podrzędny. Mężczyzna był bystry i umiał sam zadbać o
swoją dupę, co w tym biznesie było szczególnie przydatne.
- Nie denerwuj się - rzekł, uciszając go ruchem dłoni, Instruktor.
- Wykonamy robotę, jak zwykle, bezbłędnie. - Wykonamy robotę, jak zwykle,
bezbłędnie. - rozejrzał się po przedsionku, w którym stali. - Gdzie ten
cymbał?! - zapytał, kiedy spostrzegł nieobecność Stronga.
***
Zaczął się budzić. Bardzo powoli wyzwalał swój umysł spod wszechogarniającej
mgły nicości. Boleśnie wydostawał się na powierzchnię z pęt pułapki własnego
umysłu. Teraz mógłby powiedzieć, że jest swoim własnym więźniem, którego
traktuje bezlitośnie. Nie potrafił powiedzieć, jak długo tak trwał, lecz gdy
starał się podnieść swe jakże ciężkie powieki, zarejestrował tylko ciemność.
Znajdował się w jakimś nadzwyczaj szczelnym pomieszczeniu, jeśli chodzi o
promienie słoneczne, o betonowych murach, bez okien, gdzie jego ciężki oddech
niósł się echem, dudniąc w jego uszach. Jego umysł i ciało zgodnie uznały chłód
pomieszczenia za co najmniej mało sprzyjający, przez co Quentin drżał na całym
ciele; palce miał skostniałe i kulił się na zimnej ziemi.
Nagle, gdy już był niemalże pewny swojej samotności, zarejestrował
cichy dźwięk kroków, szelest materiału i poczuł... ruch powietrza. Do jego
nozdrzy dotarł zapach krwi. Był pewny, że była to krew. Ohydna, musiał to
przyznać, ale coś w nim, jakaś jego cząstka to wiedziała. Czuł, że ten ktoś ma
złe zamiary. Nie był jeszcze pewien jakie, ale był przekonany, iż już niedługo
się tego dowie. Tylko że on na pewno był przekonany, że nie chce się tego
dowiedzieć...
***
- Stary siedzi już od prawie pięciu lat. Dzień w tę czy tamtą nic
mu nie zrobi. Swoją drogą, co ten chłopaczek ma do tego?
- Hmm... Poznaliśmy go, kiedy już prawie wychodziliśmy z paki...-
mówił zamyślony Podrzędny. - Ale gdyby tak na to spojrzeć to nigdy nie wspominał,
za co siedzi, tylko że „nie wyjdzie bez pomocy kogoś”. I my mamy mu w
tym pomóc, jesteśmy mu to dłużni; nie da nam żyć, jeśli tego nie zrobimy. Więc
to pewnie o niego mu chodziło, skoro kazał nam go znaleźć.
- Racja. - odpowiedział Instruktor. Teraz to on sprawiał wrażenie
pochłoniętego przez swoje myśli. Przechodził się niecierpliwie po niewielkim
pomieszczeniu w hangarze. - Tylko że teraz to, kurwa, my mamy młodego na
głowie! Kończę tę robotę: odchodzę. Nic więcej nie jestem dłużny temu
parszywemu, cwanemu gnojkowi. A jeśli to, co tak sobie zaplanował, nie wyjdzie
- mam go w chuju! Moje „usługi”, z których czerpał bez skrupułów właśnie po raz
ostatni przekraczają swój limit; wykorzystywał moje umiejętności i dług wobec
niego, niczym pijawka, wedle swoich widzimisię, ale teraz, równo z
dostarczeniem mu tego śmiecia - to koniec! - warczał wściekły; jego oczy ciskały
błyskawice.
- Przecież mógłbyś teraz odejść i mieć to całe gówno w dupie już
od teraz. - zasugerował tylko trochę zdezorientowany, ogłupiały Podrzędny.
- Nie zostawiam niedokończonych spraw. - powiedział tylko tyle,
zostawiając mężczyznę samego.
Silnym, zdecydowanym krokiem ruszył w głąb hali hangaru, by
podnieść chłopaka i zawieźć go tam, gdzie miał go dostarczyć, zgodnie z tym, co
chwilę temu postanowił. A raczej, jak chwilę temu powiedział do Podrzędnego, bo
postanowił to już jakiś czas temu.
- Wstawaj, śmieciu! - warknął do niego z wyrazem pogardy wyraźnie
wypisanym na twarzy.
- Czego wy ode mnie chcecie? - pierwszy raz odezwał się chłopak,
niezrażony traktowaniem Instruktora, który niechętnie przyznał, że mu tym
zaimponował. Mało kto miał taki dystans do własnej osoby.
- Jesteś komuś rzekomo potrzebny, pedale. - nie poddawał się. Chociaż
orientacja chłopaka mu nie przeszkadzała, bo sam nie był heterykiem to nie mógł
dać po sobie poznać słabości. Syczał słowa, które cedził przez zaciśnięte zęby.
Zagwizdał głośno. Po chwili po obu stronach chłopaka
stanęli Drag i Stong, wyłaniając się z mroku. Czekali tylko na jego znak,
rozkazujący podciągnięcie młodego mężczyzny po góry i zaprowadzenie go do auta,
który zaraz wydał. Wsiadł za nimi do czarnego Vana.
- Do Starszego. - wydał krótkie polecenie, a pojazd
ruszył warcząc, z piskiem opon pokonując liczne zakręty pokonywane po drodze.
***
Zatrzymał się w miejscu, gdzie doprowadził go zapach
jego kochanka. Ogromny budynek przykryty był naturalnym kamuflażem w postaci
drzew, krzewów oraz wysokiej trawy. Ciężkie, stalowe drzwi, prowadzące do
wewnątrz hangaru były naznaczone silnym odorem… trolla? Zdziwiony zaciągnął się
jeszcze raz mocniej powietrzem.
Od jakichś trzystu lat nie widział trolla. Zmarszczył brwi. Obejrzał się na swych nie-ludzkich towarzyszy i zaobserwował u nich podobne do swojej reakcje. Po drodze dołączyło do nich jeszcze kilku z jego gatunku. Wsparcie i przewagę liczebną mieli zapewnioną. Był przekonany, że przeciwników jest niewielu i nawet jeśli wśród nich jest także troll to wystarczyłoby około czterech wampirów, by go pokonać, a wśród swoich przyjaciół dumnie wyliczał dziś trzy zmiennokształtne wilki, dwa niedźwiedzie grizli i kilka lwów.
W jego oczach pojawiła się pewność siebie, która mogłaby zarówno być pomocna w tej potyczce, jak i zgubna. Nigdy nie był zarozumiały, nie unosił się pychą. Nauczył się, że te cechy nie są pożądane w ludzkim świecie. U nikogo. On chciał być traktowany poważnie, z szacunkiem na jaki zasłużył swą długowieczną ciężką pracą. Nie szanował ludzi, którzy wszystko dostają na tacy. A może im zazdrościł? Sam nie wiedział. Po prostu, on zawsze musiał walczyć o swoje i ciężko pracować na to, co chciałby dostać lub osiągnąć.
Ludzie wierzą w te swoje bóstwa, które swoją drogą nie wierzył, żeby istniały. Jeśliby tak nawet było, to na pewno nie byłoby równości między ludźmi. Mimo tego, uważał, że podział „obowiązków i przywilejów” ziemskich nie był do końca fair. Czasami wydawało mu się, iż to wszystko wygląda w sposób równoważny: „Ty będziesz miał lekko i wszystko w życiu będzie ci szło z górki, a ty w imię tego powyżej będziesz harował jak wół, cierpiał i nikt nie będzie o tym wiedział, ani tego rozumiał, aby ciebie docenić”. Plus chamski, sarkastyczny uśmieszek w prezencie. Często był cynikiem, bo uważał, że aby tutaj przetrwać należy kpić z wielu rzeczy.
Postanowił swoje refleksje filozoficzne zostawić na później. Teraz liczył się czas. Liczył się jego ukochany Quentin. Wolał Nawe nie myśleć, co by się z nim stało gdyby nie ten mężczyzna. Był jego wybawieniem, niczym pierwsze promienie wschodzącego słońca rozpraszające mrok nocy.
Zadecydowanym ruchem skinął głową swoim towarzyszom, którzy już się rozdzielili i stanęli w już wcześniej wyznaczonych im miejscach, i ruszył przodem pewnym krokiem. Po tym, jak otworzyli mosiężne wrota, prowadził kilku swoich przyjaciół w głąb budynku, gdyż reszta została na zewnątrz, chroniąc ich i równocześnie odcinając drogę ucieczki wrogowi. Pokonując próg stwierdzili, że w środku znajdują się tylko wcześniej wspomniany troll oraz pewien człowiek, śmierdzący niewielką, wręcz nikłą, władzą.
W mroku wyczuł słaby ślad słodkiego, delikatnego,
ale i lekko pikantnego z nutką siły
temperamentu, zapachu. Niewątpliwie należał on do jego kochanka. Jednakże,
czując, iż zapach już w większości został wywietrzony lekko oklapł, ale nie
zamierzał się poddać. Nie, kiedy był już tak blisko ukochanego!
Witam,
OdpowiedzUsuńciekawe kim jest ten „stary”, a może to jest jego ojciec... Darrenowi udało się zebrać niezłą ekipę...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia