Witam :)
Ach, jeszcze ciepłe! :D (Dlatego tak późno :/. Ale liczę, że mi to wybaczycie :) )
Tą notką kończymy część pierwszą Trylogii :) Chciałam Wam przypomnieć, że będę uzupełniać opisy kolejnych części przy poście "Miłość w barwie zieleni (wstęp do trylogii)". ;)
A teraz zapraszam do czytania i liczę, że takie zakończenie bardziej przypadnie Wam do gustu. <3
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Gabe! - Kane rozpoznał intruza od razu. Ja potrzebowałem kilku sekund, aby zauważyć w niezapowiedzianym gościu brata mojego ukochanego. Miałem kiedyś przyjemność się z nim spotkać. To było dawno temu, ale zdążyłem go poznać i zapamiętałem, że od zawsze lubił płatać figle, niczego nie spodziewającym się osobom. Był on po prostu małym psotnikiem. Mimo tego, potrafił się zachować i znał granice wygłupiania się, których nigdy nie przekraczał. Miał to cenne wyczucie sytuacji. Uwielbiałem spędzać z nim czas. Sympatyczny, wrażliwy i czuły - facet idealny!
"Oj, oby nie dla ciebie, kochany. Ty już znalazłeś swojego "faceta idealnego". I nie możesz się już wycofać! Nie oddam cię nikomu!" Przypominał o sobie Kane. Zaśmiałem się, stwierdzając, że jest słodki.
- Gabe - szepnąłem czując łzy w oczach, które po chwili miały spaść na policzki.
- Hej, malutki. Nie płacz przeze mnie! - powiedział czule - jak to on.
W jednej chwili oderwałem się od Kane'a i rzuciłem w objęcia jedynego niegdyś przyjaciela. Przytulił mnie mocno, zagarniając w swoje ciepłe objęcia. Sam kochałem Gabriela jak brata.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem, Gabi...
- Ja za tobą też, mały. - Zacząłem delikatnie łkać w jego pierś, a on gładził mnie uspokajająco po głowie. Kiedy się już w miarę uspokoiłem, pozwolił mi się odsunąć, a moje miejsce w objęciach brata zajął starszy z Selway'ów.
- Dawno się nie widzieliśmy, bracie - powiedział Kane. Z tego, co pamiętałem, zawsze byli ze sobą zżyci, aż pewnego dnia Gabriel postanowił wyjechać. Nikt nie wiedział, gdzie się znajdował, bo z nikim się nie kontaktował. Prawdopodobnie musiał znaleźć miejsce do swojego wypoczynku; miejsce, gdzie nikt nie zna jego imienia, aby wszystko mógł zacząć od nowa. Marzył o tym. Dlaczego więc wrócił? Czyżby tęsknota dała o sobie znać?
- Oj, dawno, dawno - westchnął zamyślony Gabe. - A wy, co? Razem?! Od kiedy?
- Ach, bracie. My, to znaczy ja, Kane Selway, oraz ten oto przepiękny młodzieniec, Jerome Heart - mówił, obejmując mnie w pasie i stawiając bezpośrednio naprzeciwko Gabriela - jesteśmy przeznaczonymi partnerami. Jako najważniejszego i jedynego członka mojego rodzinnego klanu, proszę cię o uznanie tego związku partnerskiego, błogosławieństwo i przyjęcie mojego partnera do rodziny - orzekł oficjalnym tonem, formułkę wstąpienia obcego do klanu wampirów.
- Nareszcie - szepnął. - Nareszcie dostrzegłeś w Jeromie swojego partnera. - Uśmiechnął się do nas rozpromieniony. Wyprostował się, nabrał powietrza, aby po chwili ogłosić donośnie: - Ja, Gabriel Selway, jako jedyny żyjący i najważniejszy członek twego klanu, oznajmiam, że przyjmuję tu obecnego Jerome'a Heart'a do swojej rodziny, jako partnera więzi mego starszego brata. Który jest sukinsynem, bo kazał mu tak długo na to czekać, a więc nie powinienem tego robić, jednak robię ze względu na mojego przyjaciela - tego już nie powiedział na głos.
- Już ja ci dam sukinsyna, braciszku!
- A nie jest tak?
- Zaraz - wtrąciłem się w ich zabawną wymianę zdań. - Gabi, to ty wiedziałeś?
- Tak, znaczy... - Potargał swoje długie do ramion brązowe włosy. - Przeczuwałem. Od zawsze wiedziałem, że łączy was coś szczególnego.
- I nic nie powiedziałeś?! - wykrzyknęli równocześnie.
- Obydwoje o tym wiedzieliście. Tylko nie chcieliście tego przyznać sami przed sobą. - Zarumieniliśmy się oboje na to stwierdzenie, a Gabe tylko wzruszył ramionami. - W każdym razie, cieszę się, że w końcu się uznaliście i jesteście razem. Teraz wszystko będzie inaczej - na nowo. - Jego oczy znów zalśniły wesołym blaskiem. - Zadomowiłem się w tym lesie. To nie bardzo daleko, szczególnie jak się jest wampirem. - mrugnął do nas okiem. Będziemy mogli się częściej spotykać, pysiaczki! - Równocześnie jęknęliśmy na tę nazwę, ale nic nie powiedzieliśmy.
Wrócił nasz Gabi. Widać po nim było, że miał coś jeszcze do powiedzenia, ale chyba wolał poczekać na dogodniejszą chwilę, a my nie naciskaliśmy.
- Będę się już zbierał, walizki same się nie rozpakują - powiedział znów przygaszony. - Ale któregoś dnia musicie wpaść! - puścił nam buziaka w powietrzu i zanim zniknął całkowicie, zdążyłem tylko powiedzieć:
- Do zobaczenia, Gabi. - Zasalutował i rozpłynął się w powietrzu, jakby go wcale tu nigdy nie było.
Kane objął mnie i przycisnął usta do mojej skroni.
- Obiad stygnie.
- Tak, mój mistrzu.
Zaśmiał się lekko, prowadząc mnie schodami na górę. Chwilę później znaleźliśmy się już w kuchni, w której unosił się kuszący zapach ciepłych naleśników. Zauważyłam, że zdążył je zwinąć z nadzieniem w środku i poukładać na talerzu.
Wskoczyłem z powrotem na ladę i wyjrzałem przez okno. Nie zauważyłem, kiedy brunet wziął jeden z talerza i praktycznie wepchnął mi jego kawałek do ust. Zdziwiony popatrzyłem się na niego zaskoczony. Śmiał się wniebogłosy. Musiałem wyglądać przezabawnie, cały w dżemie truskawkowym. Wziąłem kolejnego naleśnika i wykorzystując chwilę jego nieuwagi, rozmazałem mu nadzienie na nosie.
Szybko stanąłem na nogi i zacząłem uciekać. Nie odbiegłem daleko; tuż przed samymi drzwiami do sypialni złapał mnie wpół. Odwrócił mnie w swoją stronę i przyparł do ściany, odcinając mi drogę ucieczki swoim ciałem.
Jego oczy błyszczały, gdy wpatrywały się w moje. Jego włosy były rozczochrane, opadające w nieładzie na czoło. Nie mogłem się powstrzymać, uniosłem ręce do jego karku i zanurzyłem palce w czarnych kosmykach.
Schylił się, sięgnął po moje kolana i pociągnął do góry tak, że musiałem się go mocno chwycić, obejmując nogami w pasie. Otworzył szerzej drzwi do sypialni i rzucił mnie na łóżko. Zamknął drzwi i już miał się rzucić na mnie, gdy w następnej chwili się wymknąłem, śmiejąc głośno z jego zdziwionej miny. Byłem zadowolony, że mi się to udało.
Trochę oszołomiony próbował się zbliżyć, lecz zawsze udawało mi się gdzieś czmychnąć. Już lekko poirytowany moją zabawą, dopadł mnie i zamknął w stalowym uścisku swoich silnych, męskich ramion.
- Nie uciekaj przede mną, skarbie - wymruczał, łapiąc mnie zaborczo za pośladki.
- Dlaczego? - zapytałem słodko, trzepocąc rzęsami.
- Ponieważ nie będę cię ganiał po całym domu, kiedy mam ochotę się z tobą kochać. - zlizał dżem z moich zaróżowionych policzków. Był podniecony... no, ja też. I bardzo mi się to podobało. Sposób, w jaki mnie trzymał...
Zaczął mnie kierować w stronę łóżka, z którego niedawno zwiałem dla zabawy. Tym razem mnie nie puszczał. Położył mnie na poduszkach i sam przygniótł swoim ciałem. Bardzo męskim, twardym, gorącym ciałem...
Trzymał mnie pod sobą za ręce. Z pewnością nie chciał, bym mu się znowu wywinął.
- Napaleniec - zaśmiałem się przekornie. Cóż, jestem jego partnerem i bardzo podoba mi się, kiedy taki jest. Zabawnie wyglądał.
- Och, Jerome. - Od razu polubiłem ten dźwięk warkotu w głosie bruneta. Teraz liczył się tylko on. Przeturlałem nas tak, że teraz to ja byłem na górze, a moje kolano wsunęło się między jego nogi. Na brzuchu wyczułem obiekt jego pożądania. Zerwałem z niego koszulkę i pochyliłem się nad jego gładką, dobrze zbudowaną klatką piersiową. Jego brzuch też był niczego sobie. Zacząłem całować jego obnażoną pierś, a on jęczał i wił się pod moim dotykiem, kiedy schodziłem coraz niżej.
Po niedługiej chwili, oboje nie mieliśmy na sobie żadnych ubrań. Przygotowanie mnie oraz mojej dziewiczej dziurki nie trwało znowuż tak długo, jako że nie jestem człowiekiem. Kane ułożył mnie pod sobą i pieszcząc moje usta gorącymi pocałunkami, usadowił się we właściwym miejscu. Jednym, płynnym ruchem zagłębił się we mnie po same jądra. Co prawda, było mi trochę nieprzyjemnie, sapnąłem, ale nie trwało to długo, bo mój partner od razu podrażnił moją prostatę, co wywołało u mnie okrzyki zachwytu.
Po pewnym czasie nie było dla nas nic tak ważnego, jak dawanie sobie wzajemnej przyjemności.
- Kane - wydyszałem z trudem, ledwo trzymając się skraju przepaści - Kocham cię!
- Ja ciebie także, Jerome.
Kilka gwałtownych pchnięć później doszliśmy równocześnie, on - rozlewając się we mnie, ja - brudząc nasze brzuchy. Opadliśmy w swoje objęcia.
- Ale tak już na zawsze. Na wieki. Takie stare i pomarszczone "na zawsze", chociaż my się nie starzejemy - powiedziałem, gdy na nowo mogłem złapać oddech.
- Wytrzymasz ze mną całą wieczność, piękny?
- Nie wytrzymam bez ciebie - przyznałem i pocałowałem go namiętnie w usta. Tak bardzo, jak tylko potrafiłem, starając się włożyć w to całą moją miłość, jaką darzyłem Kane'a.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Życzę miłego zarówno weekendu, jak i całego tygodnia!
Liczę na Wasze komentarze :>
Pozdrawiam,
Oli <3
Nice ^^
OdpowiedzUsuńPodobało mi się ><
A imię Jerome bardzo mi się podoba ><
Czekam na kolejna część trylogii ^U^
Ps wybacz że tak rzadko komentuje ale brak czasu :(
A!
Chciałam ci jeszcze podziękowac za betowanie moich i Ofelii opowiadan :D
Bardzo dziękuje... Nie wierze że komuś chce się ty czytać XD
Pozdrawiam i życzę weny <3
Całkiem ciekawe, rozczulające opowiadanko ^^
OdpowiedzUsuńP s dzięki za koment na blogu z wierszami.
Katarzyna Rukja Kuchiki (K R K).
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniałe zakończenie więc to był jego brat, który postanowił wrócić i wie, ze Ci są partnerami...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia