Wiem, wiem! Już dawno miało być... Ale nie bijcie, nie jedzcie, nie krzyczcie na autorkę, gdyż to nie jej wina! :x No, może troszkę... jest zbyt leniwa, ale to wszystko przez szkołę, wyjścia i koncerty, i w ogóle... Już mi troszku siły brakło. :/
No, cóż. Jeszcze raz bardzo przepraszam, następny rozdział postaram się przepisać szybciej, bo później tak to wygląda.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Las, w którym jakiś czas temu zdecydowałem się zamieszkać, do tej pory był niezbadany. Mimo tego albo dlatego - tego nie zdecydowałem - uwielbiałem spacerować wśród zieleni drzew, znajdować różne przepiękne miejsca, jaskinie i przepiękne łąki. Jednak moim ulubionym miejscem jest wodospad. Jasnoszare skały pnące się ku górze, otoczone wysokimi drzewami, gdzie woda szumiała, spływając wartkim strumieniem do przejrzystego źródełka.
Nie mieszkam w tym lesie sam jeden. Mój starszy brat ze swoją rodziną nie mieszkają aż tak daleko, jak mogłoby się wydawać. Rodzinę Kane'a uznaję za najbliższe mi dotąd osoby. Kane, Jerome oraz ich dzieci - sześcioletnią Abby i szesnastoletni Luke - to osoby, dla których oddałbym wszystko. Dzieciaki są rozkoszne, a Jerome'a znam od dawna, bo przyjaźniliśmy się w przeszłości, dlatego też byliśmy blisko, nawet przed jego sparowaniem z Kane'em. Oczywiście bardzo mnie to cieszy, jednak troszkę mi smutno, kiedy pomyślę, że mój brat spotkał kogoś, na kim może polegać; kogoś, kto go kocha, bez względu na wszystko, a ja nadal jestem skazany na samotność. Nienawidzę tej części siebie, tej, która im tego zazdrości. Jestem okropny, samolubny i egoistyczny... nie zasługuję na takie szczęście, jakie spotkało ich oboje.
Szedłem zamyślony pomiędzy drzewami w stronę wodospadu, jednak zamiast niezagłuszonego niczym szumu wody, usłyszałem melodię graną na gitarze, a wtórował jej prawie anielski głos. Jednak słowa, które Anioł śpiewał, przykuły moją uwagę jeszcze bardziej, gdyż zdawały się doskonale opisywać stan mojej duszy.
"Stałem się taki obojętny,
Nie czuję twojego wsparcia.
Jestem już zmęczony,
Dużo bardziej świadomy.
Staję się tym...
Wszystko, czego chcę,
To być bardziej sobą, a mniej tobą*..."
Podszedłem do miejsca, skąd dochodziła piosenka. Siedział tam. Na skale przy wodospadzie, w objęciach trzymał gitarę, a obok niego na jednym z kamieni leżał niewielki notesik, w którym co jakiś czas coś notował.
~ Książę z bajki... - wymsknęło mi się szeptem.
Popatrzył w niebo. Wyglądał na zamyślonego i bardzo pochłoniętego przez swoją pracę. Patrząc na chmury, zagrał kawałek melodii. Po chwili ułożył dalszy tekst piosenki.
"...Stałem się taki obojętny.
Nie czuję ciebie przy mnie.
Jestem zmęczony byciem tym,
Kim chcesz, bym był.*"
Miałem łzy w oczach, słuchając jego głosu przepełnionego takim bólem, a za razem obojętnością. To trafiło prosto do mojego serca. Wyrażał wszystko, co czuję. Jeszcze nikt mnie tak nie przejrzał; tak po prostu, bez reszty.
Korzystając z wampirzej prędkości, w ułamku sekundy znalazłem się tuż za blondynem, który od pierwszych chwil uwiódł moje serce.
- Co o tym sądzisz? - zapytał, nawet się nie odwracając. Wiedział, że tu jestem. Że słucham tego, co w głębi siebie ma do powiedzenia. To mogło znaczyć tylko tyle, że blondyn był osobnikiem mojej rasy. Jeśli do prawda, musiał też zdawać sobie sprawę, że jestem jego partnerem i że jesteśmy sobie przeznaczeni bez względu na płeć...
- To było... niesamowite! Naprawdę, trafia do serca, podbija umysł!
- Hola, hola. Nie entuzjazmuj się tak, bo nie wezmę po uwagę twojej opinii. - Artysta nadal siedział tyłem do mnie. - Który wers podobał ci się najbardziej?
- Hmm... "Stałem się taki obojętny. Nie czuję ciebie przy mnie." - zacytowałem, zastanawiając się, jak wygląda jego twarz, bo głos był idealny.
- Ja także lubię ten najbardziej.
Zaśmiał się. Delikatnie, cicho. Wstał, odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy. Był przepiękny! Blond włosy w nieładzie opadały lekko na czoło, miał szerokie, ciemne brwi, a rzęsy prawie do nich sięgały. Oczy miał tak jasne, że nie sposób określić ich koloru. Nos prosty, zadarty ku górze. Usta doskonałe - malinowego koloru, idealnie wykrojone - w sam raz do pocałunków. Delikatnie rozchylone dodawały jego twarzy romantycznej zmysłowości. Miał silnie zarysowaną szczękę, na której widniał lekki cień złotego zarostu.
Słońce wyszło zza drzew i rozświetliło twarz pięknego nieznajomego, a on palcami przeczesał grube kosmyki. Ujrzałem, że przygląda mi się z zaciekawieniem wymalowanym na przystojnej twarzy. Wtedy zdałem sobie sprawę, że mój los jest przesądzony. Blondyn gwizdnął w pewnym momencie po gruntownej obserwacji mojej osoby.
- No, tośmy wpadli! - powiedział z najpiękniejszym uśmiechem na twarzy, jaki kiedykolwiek widziałem. Jego rozpromieniona twarz wniosła kolory do mojego życia już przy pierwszym spotkaniu.
Wyciągnął rękę w moją stronę z tym samym uśmiechem na ustach.
- Lotty - przedstawił się. Zdziwiłem się, bo nie mam pojęcia, od jakiego męskiego imienia może to być zdrobnienie. Jednak on nie dodał nic więcej, więc przyjąłem jego dłoń i sam powiedziałem:
- Gabe. Mieszkasz tu? - zapytałem, gdy już go puściłem.
- Nie. Przyjechałem tutaj na "zwiady". Już od dłuższego czasu myślę, aby przeprowadzić się w tę okolicę.
- Ach! Byłeś tu już kiedyś?
- Taa. Na wakacjach jakieś pięć lat temu. A ty? Mieszkasz gdzieś w okolicy? - spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Mam mały domek za tamtym wzgórzem. - Wskazałem niewielki pagórek porośnięty trawą i kolorowymi kwiatami. - Może wpadniesz wieczorem na ognisko? - wypaliłem po chwili.
Lotty zastanawiał się przez chwilę, przyglądając mojej twarzy.
- Chętnie... jeśli to nie problem.
- Żaden problem! - odparłem chyba trochę za bardzo entuzjastycznie. Chyba tego wieczoru nie będę się czół samotnie.
Już ja o to zadbam, usłyszałem w mojej głowie i to wcale nie była moja myśl. Uśmiechnął się tajemniczo, uwodzicielsko wręcz. Pochylił się i podniósł gitarę i notes.
- Do zobaczenia - rzucił jeszcze na pożegnanie, cmokając w powietrzu i powolnym krokiem ruszył w swoim kierunku.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
* Linkin Park - Numb (wersja PL)
Pozdrawiam, mam nadzieję, że się podobała pierwsza część ;) Co do opisu, wstawię go poźniej, w ciągu najbliższych dni powinien się pojawić we wcześniej wspominanym poście : "Miłość w barwie zieleni (wstęp do trylogii)".
Oli <3
No no moja beto....rozdział świetny <3 już mi się podoba nowa para ale mimo to nie oni zaprzątają moją głowę, a pytanie. Jakim cudem Kane i Jerome mają dzieci? Znaczy po prostu wybrali ich i ugryźli?? A może mpreg?? a może można to wyjaśnić tak ,, I wtedy mama pocałowała tatę, anioł powiedział bocianowi, a bocian sfrunął z nieba i zostawił brylant pod liściem kapusty. A brylant zamienił się w dziecko..." (nie ma jak rodzina Addamsów) tak więc jestem tego ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Twoja Alfa
Witam,
OdpowiedzUsuńświetnie się zapowiada ta historia Gabe, w końcu spotkał swojego partnera...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia