sobota, 30 sierpnia 2014

Wieczność pragnienia II

Nie wiem, kiedy usnąłem, ale już ranek. Wstałem, przeciągnąłem się i wszedłem po schodach. Otworzyłem drzwi frontowe. Wyszedłem na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Czułem czyjąś obecność w pobliżu i owa "obecność" była taka jak ja.

To bujda, że wampiry nie mogą wychodzić na słońce, nie świecą się w jego blasku, niczym kule dyskotekowe, nie płoną żywym ogniem. Tak, jak wilkołaki nie polują na ludzi, by ich pożreć czy też zamienić w takiego samego "potwora", jakimi są. Wilkołak nie jest jak pies, nie szuka ofiary do poganiania. On zabija tylko w ostateczności, a zwłok z całą pewnością nie pożera. A żeby stać się jednym z nich i nie podbić futrzastego świata, jako wyrzutek-niedorobek, trzeba się urodzić w odpowiednim czasie, uaktywnić klątwę, co zazwyczaj kończy się tragicznie. Cóż, jeśli idzie o inne leśne czy nocne stworzenia - po części legendy, które krążą wśród ludzi, mogą mieć krztę prawdy w sobie, jednak nie wszystko.

Aczkolwiek, zawsze bawiły mnie bajeczki, wymyślane specjalnie dla ludzi, by czuli się bezpiecznie w "swoim normalnym świecie". Prawda jednak była inna.  Ich piękny świat... To wcale nie ludzie nim rządzą. Ludzie są marnym podgatunkiem, repliką prawdziwych władców. Władców nocy, jak to sobie upodobali.

Ja, po tylu latach, nauczyłem się pamiętać, że wszystko, przed czym ostrzegają rodzice swoje dzieci, czym straszą je, gdy są niegrzeczne, co wymyślają, jako "straszne historie", opowieści oraz to, co sami możemy sobie wyobrazić - to wszystko istnieje. Pamiętaj, uważaj, czego sobie życzysz, bo jeszcze się to spełni. Ile razy było tak, że idąc, bądź będąc gdzieś, mieliście wrażenie, że coś was obserwuje, śledzi? Odwracacie się, a tam nic i wmawiacie sobie, że to się wam po prostu wydawało? To było naprawdę. Tylko stworzenia nocy są bardzo potężne, doskonale wiedzą, kiedy się odwrócicie i zdążą po prostu zniknąć. To jedna z niewielu ich cech.

Nadal rozmyślając, przeszedłem pod wysokim drzewem świerkowym, stojącym około trzech metrów od mojego domu. Usłyszałem trzask i wciągane ze świstem rześkie, poranne, pachnące jeszcze rosą, powietrze do płuc. Nagle poczułem, jak coś ciężkiego zwala mi się na głowę, a potem wgniata moje ciało w miękką, wilgotną trawę. Szlag! Przez zamyślenie straciłem czujność i mogłem zostać zaatakowany w progu własnego domu! To niedopuszczalne, szczególnie dla wampira. Muszę być bardziej ostrożny.

- Uła - jęknąłem pod czyimś ciałem, leżąc plackiem na ziemi. Ciało to było... męskie i tak niesamowicie pachniało! Zupełnie jak...

Nie. Niemożliwe!

- Kane - szepnąłem, ledwo dosłyszalnie. Ciężar zniknął tak prędko, jak się pojawił, a ja poczułem, jak ktoś mnie bierze na ręce. Wniósł mnie do mojego domu.

Pod sobą poczułem kanapę, a moje zmiażdżone, zmaltretowane przez intruza ciało przyjęło to z ulgą. Zostałem przykryty miękkim kocem, który zazwyczaj robi za narzutę. Otworzyłem powoli powieki i pierwsze, co zobaczyłem, to niesamowicie przystojna twarz Kane'a.

- Widzę, że zdecydowałeś się przetestować moje "hobby" - wymamrotałem dość chłodnym tonem, jak wczoraj wieczorem. To co, że mi się spodobał? Że zawsze tak było? Nie dam mu przecież tego po sobie poznać!

Zaśmiał się cicho zdenerwowany. Jego dźwięczny głos jeszcze długo dudnił mi w uszach, mimo że ten już przestał się śmiać.

- Taa. Muszę dopracować lądowanie. Choć z drugiej strony - nie śmiem narzekać - powiedział, patrząc na mnie i ruszając w zabawny sposób brwiami. Na to ja zmarszczyłem swoje i zaśmiałem się głośno, nie mogąc już powstrzymać. Brunet nie odrywał ode mnie wzroku, wyglądał jak oczarowany, więc po dłuższej chwili milczenia, zapytałem:

- Na co się tak patrzysz? - Ten, jakby dopiero teraz oprzytomniał, zamrugał słodko oczkami i przeczesał palcami swoje długie, czarne włosy.

- Na ciebie, słońce. - No nie, mięknę! Rozczuliło mnie to. - Jer, chcesz coś do picia? - Brak odpowiedzi. - W takim razie pójdę zrobić kawę. - Wstał z kucek i poszedł w stronę kuchni. Hej, przecież ja nie powiedziałem nic w stylu "Rozgość się"! A może powiedziałem...? Walnął mnie w głowę, czy jak? Tak, to na pewno jego wina, że wariuję.

Gdy wrócił z dwoma dużymi kubkami w jednej dłoni i cukierniczką w drugiej, poczułem nieodpartą potrzebę krwi. Musiałem się dokarmić. Mimo wszystko, jestem nadal młodym wampirem i muszę pobierać jak najwięcej krwi.

Kiedy obstawił kubki na ławę obok, pochylił się nade mną. Niewiele myśląc, chwyciłem go za kark i  pociągnąłem tak, że stracił równowagę i ponownie wylądował na mnie. Jednym ruchem wbiłem kły w apetyczną, mleczną skórę na szyi Kane'a. Wampirza esencja też jest bardzo odżywcza, jednak szkopuł w tym, iż mało który osobnik czystej krwi pozwala na coś takiego. Częściej może się to zdarzać u osób związanych ze sobą. Nie mogą znieść myśli o pożywianiu się od kogoś innego, więc robią to od siebie nawzajem.

Jednak brunet się nie wyrywał. Wręcz przeciwnie - wplótł swoje długie, silne palce w moje blond włosy i głaskał czule, podczas gdy ja czerpałem z jego sił. Na smak jego krwi poczułem, że braknie mi miejsca w spodniach, a on jeszcze leżał na mnie, ocierając się niby to przypadkowo swoimi strategicznymi miejscami o moje, mrucząc tym swoim głębokim, niskim głosem mi koło ucha! Ja zwariuję! Albo już zwariowałem. Jego esencja smakowała lepiej, niż wszystko, czego do tej pory próbowałem. Jest tylko jeden osobnik, którego krew może tak bardzo smakować wampirowi. Tylko jedna osoba na świecie, tak pasująca do Ciebie.

Wiem, że to on. Zawsze tak myślałem. Teraz to wiem. Co znaczy, że muszę go...

Ugh, nie sądziłem, że upadnę tak nisko. Że posunę się aż do takich skrajnych uczuć, względem mojego wybawiciela.

Oderwałem się od niego przerażony biegiem swoich myśli.

- Kane - wyszeptałem, patrząc w jego lodowate oczy. Mogąc - jak każdy wampir - czytać w myślach, brunet od razu wiedział, o co mi chodzi. - Partner.

- Tak - potwierdził, ku mojemu przerażeniu. Mimo tego, całe napięcie spowodowane podnieceniem, nie opadło. - Jestem twoim partnerem więzi. Na zawsze. Jestem tu i już nigdy cię nie zostawię, Jerome - obiecał, nie odrywając wzroku od mojego. W błękitnych oczach malowała się powaga... i miłość. - Tak długo na ciebie czekałem.

- Bo czekałeś - powiedziałem gorzko. Jak zwykle musiałem coś popsuć. A mogłem siedzieć cicho! Teraz, kiedy już się odezwałem, znając mnie dorzucę jeszcze: - Gdybyś nie czekał lub nie porzucił mnie na samym początku - nie cierpielibyśmy. - Świadomie wpędzałem go w poczucie winy, budząc wyrzuty sumienia. Kazałem mu tym samym stać się bardziej ludzkim. Zobaczyłem ból w jego niesamowitych oczach, a z moich własnych pociekły łzy.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tutaj chcę dodać, że kolejne rozdziały będą (powinny) pojawiać się w sobotę. (Jakby co, to proszę mnie bombardować gdzie popadnie, bo skleroza nie boli ;) )

Pozdrawiam, liczę, że się podobało. :D
Oli :3

1 komentarz:

  1. Witam,
    rozdział wspaniały, Kanae i jJermi okazali się partnerami więzi
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń