Pokonawszy kolejny zakręt asfaltowej drogi, przyśpieszył. Mknął
tak, jak lubił. Jechał do swojego domu zachwycony odczuciami. Dawno tego nie
robił. Kilka dni pozbawionych tej przyjemności było dla niego wyzwaniem, jednak
nie mógł sobie pozwolić na sielankę, kiedy jego partner był porwany.
Zmienił bieg i przekręcił
lekko prawy nadgarstek, naciskając na sprzęgło; na liczniku umieszczonym w
desce rozdzielczej liczba nieustannie rosła. Uznał, że skoro jest ciemno, a na
drodze panuje mały ruch – może sobie pofolgować.
Znów skręcił, uśmiechając
się do siebie, zanucił melodyjnie w kasku, a jego głos przedarł się przez szum
panujący na zewnątrz niego. Wjechał właśnie w ulicę, z dwóch stron otoczona
była lasem. Rosły w nim przeróżne rodzaje, gatunki drzew. Jednak Darren nie
zwracał na nie teraz uwagi. Nie, kiedy ciśnienie każe mu się pochylać, wiatr
szarpie ubranie, silnik mruczy pomiędzy nogami, szosa szumi pod dwoma kołami, a
deszcz cicho wybija swój rytm o kask, lekko zagłuszany przez śpiew
motocyklisty.
Jeszcze popędził maszynę,
chowając się za zasłoną drzew. Krople rozmywały nieco pole jego widzenia,
asfalt odbijał blady blask księżyca, dodatkowo go oślepiając. Poczuł
szarpnięcie, co było do przewidzenia. W następnej chwili wpadł w poślizg i
zamiast pruć przodem, motocykl obrócił się tak, że „driftował” prawym bokiem w
kierunku jazdy.
Adrenalina dała o sobie
znać, podnosząc swój poziom we krwi. Tym bardziej, że odwracając głowę w prawo, spostrzegł dwa żółte światełka. Bez
chwili zawahania dodał jeszcze gazu, aby jak najszybciej usunąć się z drogi.
Wpadł w las. Udało mu się
sprawnie ominąć kilka drzew, lecz nagle maszyna zaczęła koziołkować, a on z
impetem leciał prosto na ogromne drzewo…
Za późno, by zareagować.
Nie słyszał już nic. Krew
szumiała mu w uszach, zagłuszając wszelkie odgłosy zgiełku drogowego, który
zostawił za sobą. W ułamku sekundy poczuł siłę uderzenia oraz rozrywający ból
klatki piersiowej spowodowany zagłębiającym się w nią coraz bardziej i głębiej
ciała obcego.
Spojrzał w dół na tyle,
na ile pozwalał mu kask. Kurtka była precyzyjnie rozszarpana w miejscu, którego
wystawał gruby konar. Od razu rozpoznał owy gatunek drewna.
Osikowe.
Łza rozpaczy spłynęła po
jego policzku. Gyby tylko tak się nie spieszył, nie pędził tak… Gdyby zwolnił,
choć odrobinę… Gdyby bardziej uważał, był ostrożniejszy, może nie straciłby
przyczepności; może udałoby mu się zapanować nad maszyną, którą tak kochał i
nie wpadłby w poślizg? W szoku nie zdążył zareagować, a teraz ma.
Czuł, jak raptownie traci siły, jak gorąca krew ucieka z ciała, jak trujące dla niego soki owego drzewa rozchodzą się po nerwach, żyłach, będąc przyczyną bólu i odrętwienia.
Nakazując swej esencji ostatniego posłuszeństwa*, wysłał jej resztki z wiadomością... ostatnią wiadomością... do jego ukochanego Quentina.
Ostatecznie, kiedy magicznym sposobem krew opuściła jego umęczone ciało, całkowicie opadł z sił.
Zabiła go pasja, do tego, co kochał. Nie wróci już nigdy do domu tak, jak obiecał. wyszedł bez pożegnania... Każdy z nas wie, że tak zazwyczaj kończy się życie młodych motocyklistów. No, może niezupełnie tak, ale z pewnością podobnie. Teraz już widział, jak to jest stanąć przed obliczem śmierci, będąc prowadzonym przez wielką pasję, miłość, uwielbienie. "Nagrobek będzie piękny: On zginął na motorze"**...
***
Queen obudził się mięciutkim łóżku swojego partnera. Poczuł się dziwnie osłabiony. Czuł w sobie niekończącą się pustkę. Chciał się odwrócić, by móc wtulić w bezpieczne ramiona Darrena, lecz z rozczarowaniem stwierdził, że go tam nie było. Zamiast kochanka, na poduszce znalazł lekko zgniecioną, niedużą karteczkę, wypisaną pismem Stone'a. Przeczytał ją, jednak wiadomość wcale go nie uspokoiła.
Wstał, krzywiąc się i poszedł do łazienki. Tyłek bolał go odrobinę, był trochę poobcierany tu i ówdzie, dlatego jego ruchy były trochę nienaturalne, niezgrabne. Postanowił zignorować okropne przeczucie i poczekać na Darrena.
Spojrzał w lustro nad umywalką w jasno oświetlonym pomieszczeniu. Był raczej blady, czuł się jakby wyssany z energii.
Może był chory?
Chociaż, od chwili przebudzenia, czuł się samotny, opuszczony.
Pokręcił głową. Czarne kosmyki rozczochranych włosów połaskotały go po ramionach. Przekręcił kurek z wodą z zamiarem przemycia twarzy. Z kranu zamiast wody popłynęła...
Krew?!
Queen zaczął panikować.
Nie wiedział, co robić.
Daj spokój, to przecież dom vampira, prawda? Na pewno ma zapasy takiego banalnego czegoś, jak krew! Na pewno jaja sobie z ciebie robi, a ty panikujesz, jak głupi, myślał. Starał się zachowywać racjonalnie w tej sytuacji, ale jakoś nie pasowało mu do Darrena strojenie sobie z niego takich głupich żartów. Był na to po prostu zbyt poważny.
Zakręcił kran, lecz krew nie przestawała płynąć. Najgorsze było to, że znał zapach i rozpoznawał tę krew.
Miała słodko-cytrusowy zapach. Tak samo, jak skóra Darrena.
- Nie, nie, nie, nie. NIE! - cofał się, dopóki nie trafił na przeszkodę w postaci jakiegoś mebla.
Już wiedział, skąd to nagłe poczucie opuszczenia, ta pustka, tęsknota, niepokój... Darren nie żyje. Taka była okrutna prawda. Wiedział, że bez niego, nie ma po co już żyć.
- Bez ciebie moje dalsze życie nie ma już sensu, ukochany - szepnął cichutko.
Z tą samą myślą sięgnął po żyletki leżące pod wanną. Sądził, że już się z tego wyleczył, że już pozbył się nałogu kaleczenia siebie samego. Sądził, że to już nie wróci. Spotkał partnera, który miał go od tego chronić.
Obiecał.
- Obiecałeś! - krzyknął na całe gardło schrypniętym głosem. Szloch wstrząsał jego potężnym ciałem, zdzierał sobie gardło, krzycząc nieznane nawet sobie słowa, łzy ciekły strumieniami po policzkach.
Z umywalki czerwona ciecz zaczęła ściekać wąskim ciurkiem, jakby wiedziona czyjąś wolą.
Patrzył, dławiąc się łzami, które nie wiadomo, jak długo spływały z jego jeszcze ciemniejszych, niż zwykle oczu. Na kafelkach, na których sam siedział, bo już nie miał siły, aby trzymać swój ciężar na nogach, zaczęły formować się litery z gęstej, aromatycznej cieczy.
Z niedowierzaniem gapił się na wyrazy "napisane" pismem blondyna przy wykorzystaniu jakby czerwonego atramentu - esencji życia.
Kocham Cię, Quentinie Dark. Twój na zawsze.
Darren
Kaleczył szybkimi ruchami swe ręce, wykonując szybkie cięcia na bladej skórze. Dłonie mu drżały. Tracąc gwałtownie przytomność, napisał tuż obok reszkami sił:
Kocham Cię, Darrenie Stone. Na zawsze w naszych sercach.
Queen
Patrzył na kilka podłużnych, krwawych linii wzdłuż jego nadgarstków. Żyły z pewnością były poprzecinane. Błagał Lucyfera o skłonność wysłuchania jego prośby, kiedy już znajdzie się "na dole" w zamian za jego posłuszeństwo, podczas życia na Ziemi.
Osunął się w ciemność.
~*~*~
Tak oto kończy się życie kolejnego bardzo utalentowanego muzyka, artysty. W samotności. Brocząc krwią. Pragnąc miłości...
Ten świat jest przereklamowany dla takich, jak on. Mimo to, był bardzo dobrym, mądrym, uczciwym i silnym człowiekiem. Był także uparty, co pozwoliło mu wytrwać te dwadzieścia trzy lata.
Skończył właśnie na własne życzenie tutaj, na świecie. Lecz co, jeśli nie umarł zupełnie? Co, jeżeli nadal żyje, tylko nie pod postacią w jakiej go poznaliśmy i zapamiętaliśmy?
Pamiętajmy, że życie nie zawsze kończy się śmiercią, a "koniec prawie zawsze jest początkiem"***.
------------------------------------------------------------------------------------
* w moim opowiadaniu to przywilej każdego vampira
** Malina 19. 01. 1994r. - 24. 09. 2012r. [*]
*** Hunter - Kiedy umieram
LwG dla wszystkich motocyklistów! Pamiętajmy, że pasja jest po to, aby żyć, a nie - by umrzeć! "Never ride faster than your Guardian Angel can fly" - trzymajmy się tego! Darren o tym zapomniał i... przegrał tę walkę, mimo iż był teoretycznie nieśmiertelny. Nikt z nas nie ma szans przy takiej walce - dla nas jest z góry przegrana. Wszyscy pamiętajcie, że życie jest kruche. Kochajcie pasję, ale nie pozwólcie się jej zabić. To tak na koniec, ponieważ ostatnimi czasy bardziej się wgłębiam w temat "Wypadki motocyklowe" i bardzo mnie poruszył ten temat.
Zapraszam do komentowania :)
Pozdrawiam :*
Oli ;3
PS Bardzo przepraszam, że dodaję tak późno, ale co jakąś chwilę mi net ucieka i nie mam w gruncie rzeczy, jak napisać :/
No cholerka nie takiego zakończenia się spodziewałam :(
OdpowiedzUsuńAż nie wiem co napisać.
Chyba za dużo ostatnio czytałam szczęśliwych zakończeń i to mną trochę szarpnęło.
Ale cóż samo życie. Tak bywa.
Mam tylko nadzieje, że skoro będzie jeszcze epilog to podniesie mnie trochę na duchu.
Czekam na one-shoty mogą być z wampirami albo wilkołaki... nie jestem wybredna;)
Pozdrawiam i
Weny życze
lucynaleg
A ja już wiedziałam co sie stanie buahahaha! Z tym wypadkiem motocyklowym.
OdpowiedzUsuńTo prawda, życie to nie bajka.
Również z niecierpliwością czekam na epilog,
Pozdrawiam KRK.
Witam,
OdpowiedzUsuńtak jak myślałam, że coś złego się wydarzy.... nie przepadam a takim smutnymi zakończeniami, ledwo co udało im się odnaleźć szczęście...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia