Kątem oka zauważył drugiego vampira i jego dziwny wyraz twarzy. Zmarszczył brwi, odwracając się w jego stronę. Patrzył na dziwną harmonię emocji, odbijających swe piętno na przystojnym licu Alexandra. Jego oczy ukazywały dumę, wyniosłość, potęgę. Czoło miał lekko zmarszczone, jakby wyrażało zmartwienie. Usta zaciśnięte w prostej linii sugerowały zaciętość. Patrząc na jego twarz, można było poczuć, że facet jest stanowczy i pewien swego oraz, że nie przepuści żadnej okazji, by pokazać wrogowi, co znaczy prawdziwe konanie w cierpieniu. Jednak jego postawa świadczyła o tęsknocie, a Darren rozumiał, co przyjaciel musiał teraz czuć, przez co przechodzić. Znał to uczucie, kiedy walczy się ze swoimi myślami, a walka z założenia wydaje się z góry przegrana.
Podszedł bliżej do przyjaciela, na wyciągnięcie ręki i położył swoją dłoń na jego ramieniu w geście otuchy. Ten spojrzał na niego nieodgadnionym wzrokiem, a on uśmiechnął się smutno, patrząc mu w oczy, dając znać, że rozumie jego rozdarcie. Aż sam się zdziwił, że tak łatwo mu teraz myśleć o Alexandrze jako przyjacielu. Zrobiło mu się jakoś lżej, mimo swojej twardej, nieugiętej postawy, że w życiu najlepiej radzić sobie samym. Może i faktycznie tak było, nawet jego matka wiele setek lat temu przyznała mu rację, po czy jednak dodała:
- Może masz rację, słonko. Jednak na tym świecie istnieją także inne wartości, które warto znać. Przekonasz się o tym, kiedy okaże się, że jednak twój plan zawiedzie. Nie życzę ci tego, lecz mam nadzieję, że zrozumiesz, po co ludziom są przyjaciele. Życie bez nich może i jest łatwiejsze, ale co ci po nim? Ile można żyć nie opierając się na przyjaciołach? - jego matka była bardzo mądrą życiowo kobietą. Szanował ją za odwagę brania z życia tego, czego chciała. W czasie, kiedy on po prostu wolał skulić się w sobie i w samotności poczekać, aż złe chwile miną, ona stawiała mu czoła z uśmiechem, otaczając się gromadą zaufanych przyjaciół. Podziw, szacunek, miłość, tęsknota - to obecnie czuł do swojej rodzicielki.
Z zamyślenia wyrwało go przybycie pozostałej części ich grupy. Powoli gromadzili się na niewielkiej planie, by dać wsparcie przywódcy. Czekając na wszystkich, zanim do nich dojdą, wykorzystał jeszcze chwilę, aby powiedzieć kilka słów do Alexa.
- On wróci do ciebie. Siła z jaką przyciągacie siebie nawzajem nie pozwoli wam się na długo odseparować. Widziałem to. Jeszcze wszystko się ułoży, ręczę za to własną śmiercią. - na twarzy vampira zagościł zwyczajny dla niego uśmiech.
- Nie mów tak, bo pomyślę, że się we mnie zakochałeś. - zagroził. - Dziękuję, że jesteś.
- Mam partnera. - przypomniał mu. - Dobra, koniec tej sielanki. Do roboty, panowie, bo my tutaj tak spokojnie, a może mój partner teraz cierpi. - zwrócił się do całej już gromadki paranormalnych. Nikt nie zwrócił mu uwagi, że jeśliby jego ukochanemu działa się krzywda, on pierwszy by o tym wiedział. Wszyscy ustawili się na pozycję. Po drodze wyjaśnił z nimi telepatycznie, że oni zostaną na warcie na zewnątrz, a do środka wejdą on, Alex i kilku innych żołnierzy z królestwa vampirzej krwi. Nikt się nie sprzeciwiał, ufając jego decyzji.
***
Vampirzą, sześcioosobową ekipą wyruszyli w ekspresowym tempie na poszukiwanie Quentina w ogromnym budynku. Jednak mimo jego rozmiarów, Darren świetnie sobie radził z pomocą zapachu partnera. Był na czele grupy, prowadząc długimi, obskurnymi korytarzami, dopóki nie zatrzymał się przed otwartymi drzwiami na końcu jednego z nich. Dzięki vampirzej zdolności byli niezauważalni dla ludzi przebywających w ośrodku.
Dał znak swoim towarzyszom, że wkraczają i każdy, zgodnie z planem, ma unieszkodliwić każdego, oprócz Queena. Zgodnie wparowali do pomieszczenia w odpowiednim momencie, by zdążył złapać faceta, który przykładał ostrze noża do gardła jego partnera i rzucić nim o ścianę. Zdezorientowany uderzeniem podniósł się po chwili, rozejrzał, a kiedy Alex stał się już "widzialny", stał tuż przed nim, ściskając jego szyję w uścisku, niczym w imadle.
Dwoma następnymi zajęli się Jared i Kellan, odciągając ich od jego kochanie. Ten bez chwili wahania dopadł do oszołomionego i wystraszonego chłopaka. Uch, do diabła, myślał, że już go nie zobaczy. Że nie weźmie już w ramiona swojego słońca. Jak dobrze, znów poczuć jego zapach, jego twarde od mięśni ciało, niewiele mniejsze od jego samego.
Za jego plecami Jake i Dante zajęli się także Georgem, a Benjamin zniknął z pola jego widzenia w poszukiwaniu wplątanego w to bagno posterunkowego. To będzie krwawe rozprawienie się z wrogiem, ale jakoś żadnemu z nich to szczególnie nie przeszkadzało, jako że byli krwiopijnymi Panami Nocy.
Każdy z nich zajął się swoją ofiarą w podobny sposób: wypijając do cna krew. Tylko Jake i Dante mieli ten przywilej pobawić się Georgem trochę dłużej, z czego chętnie skorzystali. Żadna z tych opcji z pewnością nie była przyjemna, gdyż ugryzienie, zwykle doprowadzające na szczyt ekstazy, kiedy chcieli, mogło być równie nieatrakcyjne, niczym samo słowo "ukąszenie". Był pewien, że lojalnie się o to bardzo starannie postarali.
Zanim włączy się alarm zdoła wyprowadzić swojego ukochanego na zewnątrz, gdzie będzie już bezpieczny wśród tylu istot "nadprzyrodzonych". Wziął kochanka na ręce i wykorzystując swoją szybkość, pognał w stronę wyjścia z ośrodka tą samą drogą, którą tu przyszli. Ufał swoim pobratymcom, że gdy tylko skończą swoją robotę spotkają się wszyscy, jak się tu zjawili na polanie.
Pokonywał kolejne metry dzielące ich od wolności z prędkością światła, przyciskając zmarznięte ciało swego aniołka mocno do swojej ciepłej skóry. Jego ukochany cały czas wpatrzony tęskno w rysy jego twarzy nie zarejestrował, kiedy wybiegli na polanę, pełną paranormalnych stworzeń. Już nic się nie liczyło tak bardzo, jak to, że znów w końcu są razem. I już się nie rozdzielą. Nie dopuszczą do tego. Za wszelką cenę. Nawet za cenę śmierci, która aż wisiała w powietrzu, grożąc niebezpiecznie swą wizytą.
Już odrobinkę wolniej Darren zaniósł swojego partnera do zmiennych ze zdolnością uzdrawiania. Przysiadł na suchej trawie obok partnerki Bety sfory Shadow Wolf, kładąc Queena na swoich kolanach. Chłopak był tak słaby, że na pewno nawet nie dałby rady usiedzieć o własnych siłach. Kobieta pokłoniła się, po czym za pozwoleniem Darrena, przyłożyła dłoń do czoła mężczyzny. Po krótkim czasie jego słoneczko nabrało żywszych kolorów, rany zasklepiły się, na policzki wpłynął żywszy rumieniec, a gdy otworzył swoje piękne, głębokie, czarne oczy, w których zazwyczaj widać było pasję do tego, co robił, błyszczały nieznacznie. Vampir, na ten widok, aż westchnął, przesuwając delikatnie opuszkami palców po jego twarzy. Brunet uśmiechnął się niemrawo do niego na ten gest.
Podziękował Suce Beta za pomoc i pozwolił się jej oddalić wraz ze swoim partnerem. Przytulając swojego bruneta do piersi, zauważył, że jego towarzysze już wrócili. Przeprosił mężczyznę na chwilę, by do nich podejść, żeby upewnić się, czy wszystko poszło zgodnie z planem i wszyscy są cali i zdrowi. Okazało się, że Shea zajęła się już także ich potencjalnymi ranami, a on został poinformowany, że nikt zamieszany w porwanie jego partnera nie żyje, co potwierdzili dla jego pewności wszyscy towarzysze.
Wrócił, jak obiecał do Quentina, który jak się okazało stał już o własnych siłach w miejscu, gdzie go zostawił. Wydawał się być zamyślony, ale do tego stopnia, że aż nieobecny. Zaniepokoiło go to, ale z drugiej strony, każdy, kogo ktoś by porwał i bił potrzebowałby sobie wszystko poukładać. Podszedł do niego powoli.
Dał znak swoim towarzyszom, że wkraczają i każdy, zgodnie z planem, ma unieszkodliwić każdego, oprócz Queena. Zgodnie wparowali do pomieszczenia w odpowiednim momencie, by zdążył złapać faceta, który przykładał ostrze noża do gardła jego partnera i rzucić nim o ścianę. Zdezorientowany uderzeniem podniósł się po chwili, rozejrzał, a kiedy Alex stał się już "widzialny", stał tuż przed nim, ściskając jego szyję w uścisku, niczym w imadle.
Dwoma następnymi zajęli się Jared i Kellan, odciągając ich od jego kochanie. Ten bez chwili wahania dopadł do oszołomionego i wystraszonego chłopaka. Uch, do diabła, myślał, że już go nie zobaczy. Że nie weźmie już w ramiona swojego słońca. Jak dobrze, znów poczuć jego zapach, jego twarde od mięśni ciało, niewiele mniejsze od jego samego.
Za jego plecami Jake i Dante zajęli się także Georgem, a Benjamin zniknął z pola jego widzenia w poszukiwaniu wplątanego w to bagno posterunkowego. To będzie krwawe rozprawienie się z wrogiem, ale jakoś żadnemu z nich to szczególnie nie przeszkadzało, jako że byli krwiopijnymi Panami Nocy.
Każdy z nich zajął się swoją ofiarą w podobny sposób: wypijając do cna krew. Tylko Jake i Dante mieli ten przywilej pobawić się Georgem trochę dłużej, z czego chętnie skorzystali. Żadna z tych opcji z pewnością nie była przyjemna, gdyż ugryzienie, zwykle doprowadzające na szczyt ekstazy, kiedy chcieli, mogło być równie nieatrakcyjne, niczym samo słowo "ukąszenie". Był pewien, że lojalnie się o to bardzo starannie postarali.
Zanim włączy się alarm zdoła wyprowadzić swojego ukochanego na zewnątrz, gdzie będzie już bezpieczny wśród tylu istot "nadprzyrodzonych". Wziął kochanka na ręce i wykorzystując swoją szybkość, pognał w stronę wyjścia z ośrodka tą samą drogą, którą tu przyszli. Ufał swoim pobratymcom, że gdy tylko skończą swoją robotę spotkają się wszyscy, jak się tu zjawili na polanie.
Pokonywał kolejne metry dzielące ich od wolności z prędkością światła, przyciskając zmarznięte ciało swego aniołka mocno do swojej ciepłej skóry. Jego ukochany cały czas wpatrzony tęskno w rysy jego twarzy nie zarejestrował, kiedy wybiegli na polanę, pełną paranormalnych stworzeń. Już nic się nie liczyło tak bardzo, jak to, że znów w końcu są razem. I już się nie rozdzielą. Nie dopuszczą do tego. Za wszelką cenę. Nawet za cenę śmierci, która aż wisiała w powietrzu, grożąc niebezpiecznie swą wizytą.
Już odrobinkę wolniej Darren zaniósł swojego partnera do zmiennych ze zdolnością uzdrawiania. Przysiadł na suchej trawie obok partnerki Bety sfory Shadow Wolf, kładąc Queena na swoich kolanach. Chłopak był tak słaby, że na pewno nawet nie dałby rady usiedzieć o własnych siłach. Kobieta pokłoniła się, po czym za pozwoleniem Darrena, przyłożyła dłoń do czoła mężczyzny. Po krótkim czasie jego słoneczko nabrało żywszych kolorów, rany zasklepiły się, na policzki wpłynął żywszy rumieniec, a gdy otworzył swoje piękne, głębokie, czarne oczy, w których zazwyczaj widać było pasję do tego, co robił, błyszczały nieznacznie. Vampir, na ten widok, aż westchnął, przesuwając delikatnie opuszkami palców po jego twarzy. Brunet uśmiechnął się niemrawo do niego na ten gest.
Podziękował Suce Beta za pomoc i pozwolił się jej oddalić wraz ze swoim partnerem. Przytulając swojego bruneta do piersi, zauważył, że jego towarzysze już wrócili. Przeprosił mężczyznę na chwilę, by do nich podejść, żeby upewnić się, czy wszystko poszło zgodnie z planem i wszyscy są cali i zdrowi. Okazało się, że Shea zajęła się już także ich potencjalnymi ranami, a on został poinformowany, że nikt zamieszany w porwanie jego partnera nie żyje, co potwierdzili dla jego pewności wszyscy towarzysze.
Wrócił, jak obiecał do Quentina, który jak się okazało stał już o własnych siłach w miejscu, gdzie go zostawił. Wydawał się być zamyślony, ale do tego stopnia, że aż nieobecny. Zaniepokoiło go to, ale z drugiej strony, każdy, kogo ktoś by porwał i bił potrzebowałby sobie wszystko poukładać. Podszedł do niego powoli.
Darren czuł, że Queen się od niego odsuwa i bardzo mu się to nie podobało. Spróbował do niego podejść bliżej, ale ten go odepchnął. Poczuł przeszywający ból w klatce piersiowej, lecz nie ugiął się i nadal próbował dotrzeć do kochanka. Właśnie go odzyskał i nie miał zamiaru znów stracić.
- Kochanie. Co się dzieje? Dlaczego się ode mnie odsuwasz? Nie chcesz mnie już...? - bał się odpowiedzi na to ostatnie pytanie.
- Co? Ja... nie... Nie myśl tak, proszę. - zmieszał się, jednak odpowiedział tylko na ostatnie pytanie.
- Więc, skarbie, odpowiedz, proszę. Chciałbym wiedzieć, co cię dręczy. Chciałbym ci pomóc. Co się dzieje? - powtórzył.
- Nic, naprawdę, to tylko... - patrzył na niego wyczekująco. W końcu westchnął, kapitulując. - Po prostu... to rozmowy z ojcem tak na mnie działają. Od zawsze. Zawsze mówi mi, że jestem nikim, że nic nie znaczę. Że najlepiej by było, gdyby mnie wcale nie było, gdybym się nie urodził. I robi to tak przekonująco, że jestem w stanie w to uwierzyć. W każde jego słowo. - słuchał tego z krającym się sercem. Jego kochanie miało bardzo głęboką depresję, już dawno to zauważył. Przytulił chłopaka, który już się nie opierał aż tak dotykowi, kiedy głos zaczął mu się łamać. Był roztrzęsiony, cały drżał. Darrena aż roznosiło, jak ojciec może mówić coś takiego synowi? Jak można być takim skurwysynem?! - Jestem nikim! Zerem! Nic nie znaczę... - znów zaczął krzyczeć, wyrywając się. Vampir przycisnął go mocniej do piersi i po chwili poczuł gorące łzy na swojej szyi, usłyszał zduszony szloch, łamiący serce, tuż pod uchem.
- Ciii... Spokojnie, jego już nie ma. On już nie żyje. Obiecuję, że nigdy więcej cię nie skrzywdzi, w jakikolwiek sposób. Obiecuję, kochanie. - uspokajał go, bo mówił jak w amoku. Niczym mantrę powtarzał słowa, że jest nikim, że nic nie znaczy. - Nie jesteś nikim, skarbie. Jesteś całym moim światem. Dla mnie znaczysz wszystko, bez ciebie mnie nie ma. Kochanie... - teraz to on się trząsł, a łzy, nie wiedzieć kiedy, zaczęły spływać po jego policzkach, niczym grochy. - Kochanie, skarbie, mój ukochany... Nigdy nie mów, że nie powinieneś tutaj być. Proszę, nie mów, że lepiej by było gdyby ciebie nie było. Dla mnie, słońce, znaczysz wszystko. Twoje miejsce jest przy mnie, nie zapominaj o tym. Wiedz, że kocham cię. I nigdy nic tego nie zmieni. Bądź dla mnie, bo nie zrezygnuję z ciebie.
Queen chciał się w nim schować. Uciec przed całym światem. A on był dumny, że w końcu, jego aniołek, mu na tyle zaufał. Czuł, że od tej chwili mogło być już tylko lepiej. Schylił głowę i on także schował twarz w czarnych puklach kochanka. Po dłuższej chwili dwudziestotrzyletni mężczyzna odniósł głowę, by móc spojrzeć w oczy vampirowi.
- Darren... - szepnął. - Już dawno powinienem był ci to powiedzieć. Przepraszam, że dopiero teraz o tym mówię, bo ja... - zaciął się.
- Już, spokojnie. Nic nie mów. Odpocznij.
- Nie! Ja muszę to powiedzieć. - Darren spojrzał na niego z zaciekawieniem widniejącym na twarzy. - To wszystko było takie trudne, bo nie powiedziałem ci kiedy miałem okazję... Kocham cię, Darrenie Stone. Kocham i nigdy nie opuszczę. Ba, nigdy się mnie nie pozbędziesz. - powiedział i uśmiechnął się lekko.
- Kocham cię, Quentinie Dark. Nigdy, w swoim długim życiu, nie czułem się tak szczęśliwy, jak dzisiaj. - powiedział, a jego iskrzące się, błękitno-kryształowe oczy to potwierdziły. Och, tak, kochał te oczy. Już nawet zdążył się przyzwyczaić do czerwonej, jakby podrażnionej skóry dookoła nich. - Tylko, powiedz mi, dlaczego nie powiedziałeś mi tego, kiedy ja to zrobiłem? Pamiętasz, w twoim domu...
- Pamiętam, nigdy tego nie zapomnę. Nigdy, nikomu tego nie powiedziałem. A nie powiedziałem ci wcześniej, kiedy ty to zrobiłeś, abyś nie uznał tego za powtarzanie twoich słów. To było i nadal jest dla mnie bardzo ważne, abyś wiedział, co do ciebie czuję i nie wątpił w to. Zależy mi na tym, na tobie. Bo cię kocham.
- Och, skarbie. - powiedział rozczulony, po czym złączył ich wargi w czułym delikatnym i tęsknym pocałunku. Nareszcie trzymał go w ramionach. Mógł go objąć, wdychać jego zapach. Mógł go ochronić, to było najważniejsze. Żeby jego aniołek czuł się bezpieczny. Kochany.
- Dobrze, słoneczko... Czemu tak na mnie patrzysz?
- Ponieważ nie sądziłem, że vampiry mogą się zwracać do kogoś "słoneczko". To dla mnie po prostu czysty paradoks, ironia losu. - powiedział rozbawiony.
- Dlatego ty jesteś moim słońcem. Jesteś moim światełkiem w mrocznym istnieniu. - pocałował go w skroń, później w nosek. Lekko ubrudzony z kilkoma bladymi piegami, sądził, że jest uroczy. Quentin jest młodym, silnym mężczyzną, ale momentami potrafił być naprawdę bardzo słodki. - Chodźmy już do domu. - jak na zawołanie na polanę zajechał duży, terenowy samochód, oślepiając postacie na chwilę swymi reflektorami.
- Moje mieszkanie nie jest domem. Może w nim mieszkam, jadam, śpię, gram, ale to nie jest mój dom. Nie jest i nigdy nie będzie. On jest pusty, osamotniony, bo mieszkam tam sam. Nienawidzę go. Ty jesteś moim domem.
- Dobrze, pojedziemy do mojego domu. Później pojadę po twoje rzeczy. - Queen objął Darrena w pasie i przycisnął się bliżej niego. Powoli ruszyli w stronę pojazdu, gdzie kierowało się jeszcze kilka vampirów. Z paroma pożegnali się i podziękowali za pomoc, zanim wsiedli do auta. Ze zmiennymi obiecali utrzymywać kontakt. Wszyscy się rozeszli i pognali w swoje strony. W samochodzie usiedli tak, że Benjamin usiadł na przednim siedzeniu, obok kierowcy, Alexander z tyłu na kanapie razem z Darrenem, który trzymał Queena na swoich kolanach. Nie zgodził się na wypuszczenie go ze swoich objęć chociaż na chwilę. Swoją drogą Quentinowi także to odpowiadało. Bardzo stęsknił się za swoim partnerem.
Siedział tyłem do okna, w taki sposób, że mógł położyć swoją głowę na ramieniu kochanka i schować twarz w jego szyi. Było mu dobrze w tych objęciach, ciepło. Czuł się kochany, potrzebny.
- Tęskniłem za tobą. Mmm... pragnę cię. - szeptał mu kusząco do ucha. Polizał jego płatek. Poczuł, jak ramiona Darrena bardziej zacisnęły się na jego ciele, przyciskając go bliżej siebie.
- Ja ciebie także.
- Czuję - zamruczał.
- Tej, gołąbki! Pogruchacie sobie w domu, tam będziecie sami, a tak to wszyscy muszą tego słuchać. - fuknął beznamiętnie Benjamin z przedniego siedzenia. Quentin się zaśmiał.
- Przeklęty, vampirzy super słuch. - wyszeptał, doskonale świadomy, że wszyscy w aucie go słyszą. W końcu, przecież kierowca też był vampirem.
- Słyszałem. - wszyscy się roześmiali.
***
W kilka minut samochód zajechał na szeroki podjazd przed domem Darrena. Pożegnali się z towarzyszami i Darren wniósł partnera do domu.
----------------------------------------------------------------------------------------
Dobrze, kochani. Chciałabym Was poinformować, że wielkimi krokami zbliżamy się do końca, co już pewnie sami zauważyliście. Planuję może z 18 rozdziałów, lecz nic nie obiecuję, plus epilog. Ale nie bójcie się, planuję jeszcze dużo akcji, która na pewno Was zaskoczy! :D
Dziękuję za komentarze i oczywiście zapraszam do pozostawiania po sobie śladu :)
Pozdrawiam,
Oli - chan <33
Przeczytałam i powiem ci szczerze, że pesymistycznie podchodzę do blogów fantasy bo dużo osób niszczy ten świat tak twój blog mnie zaciekawił i bardzo spodobał. Mam skrytą nadzieję, że nie zaprzestaniesz pisania na tym opowiadaniu, że wymyślisz równie ciekawą historię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Pow..
Ale mam nadzieję że jakieś jeszcze opka wymyślisz
OdpowiedzUsuńTak, jestem także w trakcie obmyślania fabuły nowego opowiadania Dzikie barwy. Będzie miało to także treść fantasy, ale bardziej w klimacie zmiennych :) Jednak muszę najpierw zakończyć Serce na Granicy Mroku z sensem, a później założę chyba nowego bloga dla moich nowych bohaterów (trochę prywatności ^^), co nie znaczy, że zlikwiduję tego bloga. Kto wie, może nawet kiedyś targnę się na napisanie kolejnej części? Ale nic nie obiecuję! Wszystko jest na razie w fazie planowania. :)
OdpowiedzUsuńTakże na tę chwilę, pozdrawiam, trzymajcie się ciepło :3
Oli <3
Jej ale się ciesze <3 nareszcie są razem. Kurcze teraz to już będzie tylko lepiej *.* Niemoge się doczekać następnego rozdziału. Ale nie chce końca :( naprawde polubiłam to opowiadanie :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam twoja Alfa ;)
Ale ten rozdział był słodki, dla mnie za bardzo ale i tak dobry :3
OdpowiedzUsuńKasia
Witam,
OdpowiedzUsuńno i dobrze tak i ojcu Queentina jak i reszcie, którzy go porwali.... ale czy teraz nie będzie jakiegoś śledztwa teraz....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia